Przejdź do głównej zawartości

Cierpienie przez stracone nadzieje

Witajcie w Moim pierwszym poście dla was!
Dzisiaj chciałbym wam opowiedzieć o pewnej sytuacji w Moim życiu, która zmieniła je diametralnie o 360 stopni.

Jak w każde wakacje od kilku lat wraz z moją dalszą rodziną jeździmy nad jezioro na około tydzień. Podczas pierwszego wyjazdu tam poznałem dużo nowych osób, które przyjeżdżają tam co roku w tym samym czasie co my. Czas wolny minął mi dosyć szybko, ponieważ świetnie się bawiłem, znacznie lepiej niż ze swoimi znajomymi. Wtedy byłem jeszcze niedoświadczonym emocjonalnie młodym chłopakiem. Znałem tylko podstawowe pojęcia słów takich jak "miłość" i "tęsknota". W okresie między pierwszym, a drugim wyjazdem zacząłem pisać z jedną z poznanych dziewczyn. Z początku było to tylko niewinne i zwykłe rozmowy, które przerodziły się w nieustanne, codzienne i bardzo długie konwersacje. Podczas drugiego wyjazdu wcześniej wspomniana dziewczyna coraz bardziej oszałamiała mnie swoją osobowością. Od tamtego czasu wiedziałem, że to jest ONA ...

W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że mój pierwszy wyjazd nad to jeziorko był zupełnie wyborem przypadkowym. Na początku nie byłem przychylny wyjazdowi, ponieważ chciałem tamte wakacje spędzić u siebie w mieście wraz ze znajomymi, ale akurat w tamtym okresie wszyscy byli w rozjazdach więc zdecydowałem się na te wakacje. Po części także namówił mnie brat cioteczny, któremu dzisiaj bardzo za to dziękuję.


Zaczęliśmy pisać i pisać bez końca. Dzień bez rozmowy między nami był dniem straconym. Wtedy uczyłem się czym na prawdę jest "tęsknota", jak to jest widzieć się z osobą tylko raz w roku przez kilka dni. Powoli moje uczucie do niej rodziło się i umacniało. Nie mogłem mieć nikogo innego poza nią. Byłem zachwycony jej inteligencją, wyglądem, tym jaka jest. Była ideałem, aniołem w ludzkiej skórze. Ale to był dopiero wierzchołek moich uczuć...
Pamiętam jak któregoś dnia coś złego wydarzyło się w jej życiu. Była przygnębiona i smutna. Postanowiłem, że pocieszę ją i chyba mi się to udało. Byłem wtedy jej oparciem, kimś z kim mogła porozmawiać, wymienić się swoim zdaniem. Od tego momentu coraz bardziej się w niej zakochiwałem. Była moim narkotykiem. Dziecinne zauroczenie przerodziło się w coś więcej.
Aż nadszedł punkt zwrotny całej tej sytuacji...
Tak, to była kolejna wizyta nad jeziorem, 2017 rok, wakacje, które zapamiętam do końca życia..
Odkryłem wtedy jakim jestem aroganckim, zarozumiałym i egoistycznym człowiekiem. Wyjazd rozpoczął się jak zwykle, przywitanie, wymiana zdań i spacer. Akurat wtedy wraz z tą dziewczyną i jej siostrą był chłopak, który jak się okazało był ich dobrym przyjacielem. Oczywiście moje "gówniarskie" zachowanie od razu wyszło do góry, typowe zachowania aroganta i egoisty. Podzieliłem się z innymi swoim zdaniem o osobie, której w ogóle nie znam. Tak.. o ich przyjacielu. Akurat kiedy nie było ich obok nas głosiłem swoje "herezje".. Jak każdy wie 'karma' wraca. Do mnie wróciła momentalnie. Dwa albo trzy dni później dziewczyny dowiedziały się o tym.. Żadne słowo nie potrafi opisać tego co wtedy poczułem.. To było połączenie wstydu, rozpaczy i smutku w jednym. Jak się wtedy okazało dziewczyna w której byłem zakochany po uszy, osoba z którą od 3 lat pisałem prawie codziennie po prostu uznała mnie za prostaka i nie chciała mnie znać... Nawet nie chcę wiedzieć jak wtedy się poczuła..
Powrót do domu to była udręka. Kontakt między nami zaczął umierać. Bałem się cokolwiek do niej napisać. Nasze plany, jakie miałem w głowie, wszystko to między nami po prostu się zburzyło. Puf! Nie było nic. Z przyjaźni i uczuć budowanych przez grubo ponad 3 lata została tylko kupka gruzu. Gwoździem do trumny była wiadomość o nowej osobie, którą sobie znalazła.
Od tamtego momentu, codziennie toczę walkę ze sobą w środku. Nie ma dnia żebym o niej nie myślał. Wtedy poznałem wszystkie znaczenia słowa "miłość".
Obserwowałem jak dojrzewa i jak pięknieje z wiekiem na zdjęciach z Instagrama.. po prostu bałem się do niej napisać, było mi tak wstyd.
Kolejne wakacje spędziłem nad jeziorem sam, z głębokimi przemyśleniami i wspomnieniami łączącymi mnie z tamtym miejscem.
Nie pisaliśmy ze sobą ponad 1,5 roku. Odezwała się do mnie na moje 19 urodziny. Rozmawialiśmy prawie 6 godzin. O nauce, studiach, pracy oraz jej nowym chłopaku, który jest dla niej oparciem.. tak kolejna szpilka w sercu.
Tak bardzo chciałbym jej powiedzieć co czuje, co przeżyłem i jakiej dokonałem w sobie wewnętrznej zmiany, ale myślę, że miałem już swoją szansę, aby zaistnieć w jej życiu tylko jej po prostu nie wykorzystałem. Prymitywne zachowania dały za wygraną. Może i to część dojrzewania?

A wy? Jakie macie miłosne historie?







Komentarze